Kiedy już zjedliśmy wszystkie pomarańcze z podwórka, a obrodziło tego roku nad wyraz obficie, zaczęliśmy zakradać się do cytrusowych gajów ciągnących się kilometrami wzdłuź dróg północno-wschodniego Peloponezu. Objadaliśmy się, a potem, trochę dla uspokojenia sumienia, a trochę z lenistwa, kupowaliśmy siatkę 10kg pomarańczy u sprzedawcy z pobocza. Pewnie też zbierane na dziko.

Greckie pomarańcze o tej porze roku (luty-marzec) są bardzo słodkie i soczyste. Cytrusy po zerwaniu już nie dojrzewają, dlatego kiedy w Polsce uda mi się trafić na mniej kwaśne owoce, robię zapasy. Przy okazji przypomniał mi się dżem z pomarańczy, przetestowany w Xylokastro. Idealny do naleśników, kaszy mannej, na smutki, żarty lub po prostu do wyjadania ze słoika. Ten prosty przepis wyszukałam kiedyś na blogu Ani Włodarczyk.
Czego potrzebujemy?
2 kg pomarańczy, 1,5 cytryny, 0,5kg cukru.
Co robimy?
1. Obieramy pomarańcze, kroimy je na plasterki i blendujemy.
2. Skórkę z 1 pomarańczy wrzucamy do 0,5l wody i gotujemy przez 5min. Po wyjęciu i ostudzeniu kroimy ją w paski.
3. Wkładamy zblendowane pomarańcze do garnka, wsypujemy cukier, dodajemy przygotowaną wcześniej skórkę pomarańczy i gotujemy do uzyskania odpowiedniej konsystencji, co jakiś czas mieszając (mi to zajmuje ok. 45-60min).
4. Odstawiamy do wystygnięcia, dodajemy sok z cytryny, ponownie zagotowujemy, przekładamy do słoików.
Καλή όρεξη! Czyli jedno z moich ulubionych fraz po grecku – smacznego! Dżem przetestowany na znajomych i rodzinie, zebrał równie pozytywne recenzje, co grzaniec z białego wina.

